Kolejny raz zamieniam miejsce. Wychodzę z za biurka i siadam w szkolnej ławce. Rozpocząłem właśnie studia z coachingu. Jakiś czas chodził za mną taki pomysł, aby popracować nad tym obszarem.
Przenieść ciężar wielu decyzji, spraw na innych. Nie myślę tu o delegowaniu, przenoszeniu odpowiedzialności zawodowej, bardziej o rozwijaniu innych. Wierzę, że to jest ważne. Już teraz mam satysfakcję, gdy widzę moich nauczycieli, którzy podjęli w ostatnich latach nowe dla nich działania. Świetnie pracują z dorosłymi nie tylko w szkole, ale także na uczelni. Mam pewność, że jeszcze wiele umiejętności, zdolności jest uśpionych w zespole. Pomyślałem, że może uda mi się pomóc innym wydobyć to, co cenne, przełamać i pokonać bariery w rozwoju. Czy nie taka powinna być rola dyrektora? Lidera, który chce wprowadzać zmianę? Takie były moje pierwsze myśli. Pierwsze intuicje. Mimo tych początkowych intencji, pomysłów na coaching mojego zespołu, odkryłem coś jeszcze innego. Oto znalazłem się w miejscu, sytuacji, grupie ludzi, w której mogę poczuć się trochę "egoistą" - zdrowym egoistą i pomyśleć o sobie. Zrobić coś dla siebie. To miłe uczucie.